Wydanie nr 308/2024, Niedziela 3.11.2024
imieniny: pokaż (8 imion)Sylwia, Huberta, Chwalisław, German, Hubert, Marcin, Bogumił, Cezary
ReklamaKontakt
  • tvmalbork.pl
  • zulawyimierzeja24.pl
  • tvsztum.pl
  • tvdzierzgon.pl

„Największym błędem jest niedocenienie samego siebie”. W cztery oczy z Wiktorem Żarskim #10

„Największym błędem jest niedocenienie samego siebie”. W cztery… fot. Michał Kruczkowski
Rzeczą, z której najbardziej powinni być zadowoleni sympatycy sportu w naszym mieście, jest fakt, że w Malborku ciągle pojawiają się młode talenty w różnych dyscyplinach. Niewątpliwie jednym z takich utalentowanych sportowców jest Wiktor Żarski, zawodnik MKS Nogat Malbork. Dzięki swoim dobrym występom Wiktor otrzymał niedawno powołanie do kadry narodowej juniorów w kajakarstwie. W poniższej rozmowie opowiada, co znaczy dla niego takie wyróżnienie, a także przybliża specyfikę tego sportu wodnego. Rozmowę z pewnością warto przeczytać, gdyż można z niej wynieść wartości, które przydają się nie tylko w kajakarstwie, czy innych dyscyplinach sportu, ale także mogą się odnosić do codziennego życia.

 

Kajakarstwo nie jest dyscypliną, którą ciągle pokazywaliby w telewizji. Skąd się więc wzięło u Ciebie  zainteresowanie tym sportem wodnym?

Właściwie to zaczęło się od tego, że moja mama dowiedziała się, że mamy sekcję kajakową w Malborku i postanowiła wysłać na nią mojego brata. Przy okazji kazała mi się z nim wybrać, żeby go po prostu przypilnować. Skończyło się tak, że mój brat nie wciągnął się w ten sport, mi się bardzo spodobało. On już w tym nie uczestniczy, a ja zostałem.

 

Jesteśmy w Malborku, a jak wiadomo wśród sportów wodnych w naszym mieście dość popularne są smocze łodzie. Czy kiedykolwiek myślałeś, żeby przerzucić się na smoki?

Kiedy zaczynałem przygodę z kajakami, to tak naprawdę nie miałem styczności ze smoczymi łodziami. Jakiś czas później, zupełnie przypadkowo, miałem okazję ścigać się ze smoczą łodzią. Po prostu mieli trening w tym samym czasie co my. Mimo że nie płynąłem wcale szybko, to i tak ich wyprzedziłem, dlatego kajak jest zdecydowanie szybszą łódką niż smocza łódź, i mówię tylko o jedynce, bo przykładowo takie K4 (kajak czteroosobowy - przyp. red.) totalnie by rozniosło taką dużą łódź. Miałem okazję płynąć na smoczej łodzi jako bębniarz, no i przyznaję, że moc jest odczuwalna. Kajak można przyrównać do szybkiego, sportowego samochodu, jadąc po gładkim asfalcie nie czuć tej ogromnej mocy, przy dużych prędkościach. Z kolei płynąc na smoczej łodzi można się poczuć jak w wielkim traktorze z potężnym silnikiem, który chodź jedzie wolno, to ma taką moc, że aż trzęsie się od tego głowa.

 

Jak w Malborku wyglądają relacje między kajakarzami, a osobami trenującymi smocze łodzie? Czy zdarza się jakieś dogryzanie sobie nawzajem?

Myślę, że nie, tak naprawdę nie mamy ze sobą kontaktu, to są zupełnie inne dyscypliny.

 

Trenujesz w MKS Nogat. Jak na co dzień wygląda działalność tego klubu?

Obecnie na stałe mamy jednego trenera, którym jest prezes klubu, Andrzej Lewandowski. Ze mną, już od ponad roku, indywidualnie trenuje tegoroczny wicemistrz świata, Maciej Rychlik. Gdyby nie jego pomoc, to z pewnością nie osiągnąłbym takiego wyniku, jaki zrobiłem w tym roku. Mam nadzieję, że na przyszły rok także pomoże mi dobrze przygotować się do Mistrzostw Polski, gdzie mam ambicję poprawić swoją lokatę. Ogólnie na co dzień pan Andrzej Lewandowski układa plany treningowe, a my z panem Maćkiem je realizujemy.  Atmosfera w klubie jest dosyć luźna, nie ma jakiejś wielkiej spiny, można sobie porozmawiać na luzie. Oczywiście trzeba być zdyscyplinowanym, bo to nie jest przedszkole, dlatego każdy musi znać swoje miejsce i robić to, co do niego należy.

 

fot. archiwum prywatne

Czy po tym, jak zacząłeś już trenować, był jakiś przełomowy moment, w którym stwierdziłeś, że warto się temu poświęcić?

Myślę, że na początku była to świetna zabawa. Zresztą do teraz nic w tej materii się nie zmieniło. Jeszcze wtedy nie myślałem, że zajdę tak wysoko. Nie wiem, czy to jest już dobry wynik, czy warto się chwalić tym, że się dostało na jakiś obóz szkoleniowy do kadry Polski, bo tak naprawdę to jeszcze o niczym nie świadczy. Zobaczymy, co będzie w przyszłym roku i czy to coś więcej zmieni w tym jak pływam.

 

Trochę wyprzedziłeś moje następne pytanie, bo chciałem zahaczyć temat powołania do kadry. Jak na to zareagowałeś?

Poczułem, że jest to wyróżnienie, chociaż tak na dobrą sprawę nie czuję z tego tytułu jakiejś wielkiej euforii. Mimo wszystko jest to dla mnie wyzwanie, któremu będę musiał sprostać. Na pewno będzie to ciężkie i będę się musiał mocno przyłożyć, żeby nie wypaść z tej grupy.

 

Ile wysiłku i zaangażowania trzeba włożyć, żeby na tym wysokim poziomie się utrzymywać?

Jeśli chce się wygrywać cenniejsze medale niż tylko na świetnie organizowanych, lecz niemniej jednak, „podwórkowych zawodach”, takich jak przykładowo Memoriał w Sztumie albo Puchar Nogatu, to trzeba się już naprawdę zaangażować. Codzienne treningi są oczywistą sprawą, średnio w tygodniu wychodzi w okolicach dwunastu godzin.

 

A co jeśli chodzi o zimę? Kajakarstwo jest jedną z tych dyscyplin, przy której nie da się cały rok trenować w naturalnych warunkach. Co robicie, żeby właśnie zimą utrzymać formę?

Teoretycznie zimą można zejść na kajak. Wszystko zależy od tego, czy woda nie jest zamarznięta. Kwestia temperatury jest jednak znacząca, jest zimno i taki trening nie wnosi nic sprawnościowego do organizmu. Takie pływanie zimą ma jednak za zadanie podtrzymanie kontaktu z wodą. Po tym, gdy nie pływam dwa lub trzy miesiące, to wówczas na początku sezonu mam problem nawet z małymi falami. Zwyczajniej serce podchodzi mi do gardła, gdy widzę, że wiatr się zerwał, a ja muszę zawrócić tym kajakiem, ustawiając się jednocześnie bokiem do fal. Zimą podstawą jest siłownia, na której budujemy wytrzymałość na kolejny rok. Jest dużo biegania, jest basen, wszystko to ma na celu przygotować nas do kolejnego sezonu. W sezonie wykorzystujemy to, co wypracowaliśmy zimą, zatem zima, mimo że wtedy się za dużo się nie pływa, jest najważniejszym okresem w kajakarstwie.

 

Co dla Ciebie jest największą motywacją do polepszania swoich wyników, czy masz może w klubie jakiegoś kolegę, z którym rywalizujecie, jednocześnie się napędzając?

Nie, tak się składa, że w moim klubie obecnie nie trenuje żaden zawodnik na podobnym poziomie umiejętności do moich. Ostatnio sporo osób się powykruszało z powodu pracy czy studiów, poza mną obecnie trenują głównie młodzicy. Przychodzą do nas na początku lata i jeśli im się podoba, to we wrześniu zostają dalej. Będzie fajnie, gdy ci, którzy trenują w tym momencie, będą przychodzić także po wakacjach. Jeśli chodzi o jakąś większą motywację, to tak naprawdę jej nie potrzebuję. Dla mnie motywacją jest to, żeby pokazać innym, że jak się czegoś bardzo pragnie, to można to osiągnąć. Sam się o tym przekonałem na Mistrzostwach Polski. W finale na 500 metrów totalnie zignorowałem fakt, że jestem w tym wyścigu. Pomyślałem sobie, że to już jest tak mocne miejsce, że nie mam już ani szans, ani o co walczyć. Wystarczyłoby gdybym pomyślał przeciwnie, a osiągnąłbym znacznie więcej niż tylko ostatnie miejsce.

fot. archiwum prywatne

Czyli głowa też ma duże znaczenie?

Głowa ma największe znaczenie w kajakarstwie. Uważam, że gdy się płynie, to powinno się myśleć przede wszystkim nie o tym, żeby wygrać, tylko o tym, żeby dać z siebie absolutnie wszystko. Najgorsze, co można zrobić podczas wyścigu, to niedocenienie siebie, a niedocenienie przeciwników to tak naprawdę to samo, jakby się nie doceniło siebie. Gdy myśli się, że wygrało się ze słabym, to potem nie ma tej pewności siebie, że można się ścigać z kimś silniejszym. Przykładowo po zwycięstwie na mistrzostwach województwa uznałem, że wygrałem ze słabszymi. Nie doceniłem przeciwników. A później podczas Memoriału w Sztumie zupełnie nie podszedłem na poważnie do wyścigu na 500 metrów. Zszedłem zupełnie na świeżości, bez rozgrzewki i zająłem trzecie miejsce. W tym momencie doszło do mnie, że potraktowałem siebie jako tego słabego. Nie przyszło mi do głowy, że mógłbym stawić czoła silniejszym przeciwnikom, i to mnie zgubiło. Później wygrywając złoto na 1000 metrów, zrozumiałem, że pływając kajakiem nie można zrobić nic gorszego jak poddać się przed metą, zamiast walczyć z samym sobą. To ty jesteś swoim najgorszym przeciwnikiem, z którym musisz wygrać za wszelką cenę.

 

Czy śledzisz kajakarstwo na tym najwyższym poziomie, czy podglądasz zawodowców, olimpijczyków?

Myślę, że nie tylko ja. Wśród kajakarzy to dość powszechne, że oglądamy powtórki z Mistrzostw Świata, Mistrzostw Europy czy Olimpiady. Patrzymy na technikę najlepszych, to jak wychodzą ze startu i zastanawiamy się, co moglibyśmy poprawić w naszych startach.

 

Wspomniałeś o Olimpiadzie i Mistrzostwach Świata. Czy marzysz o tym, żeby wystąpić na tych największych turniejach, czy bardziej się skupiasz na obecnych zadaniach?

Nie, nie mam aż takich odległych planów. Nie chodzi o to, że nie wierzę w siebie. Warto się skupić na tym, co jest teraz i po prostu nie napalać się na to, co może być, a potem może okazać się inaczej. Najważniejsze jest to, co się dzieje teraz i wyścig, w którym właśnie płynę.

 

Jak zachęciłbyś ludzi z Malborka, żeby dołączyli do Twojego klubu, żeby zaczęli przygodę z kajakami?

Z tym zachęcaniem jest problem. Gdy się mówi, że się trenuje kajakarstwo, to człowiekowi automatycznie przed oczami pojawia się pan, który płynie sobie na kajaku z turystycznym wiosłem po wąziutkiej rzeczce, a nie przykładowo taki Liam Heath, mistrz świata na 200 metrów, który zasuwa na jedynce szybciej, niż człowiek jest w stanie biec.

 

Czy według Ciebie jest jakiś konkretny typ charakteru, temperamentu, który jest potrzebny dla osoby trenującej kajakarstwo?

Przede wszystkim trzeba bardzo mocno chcieć dać z siebie wszystko. Jak już mówiłem, nie jest ważny wynik, nie jest ważna pozycja, ale to, żeby wyjechać się na maksa. Ważne jest to, żeby wygrać z samym sobą, to jest priorytet. Na Mistrzostwach Polski najbardziej bałem się wyścigu na 5 kilometrów, mimo że wcześniej pływałem już w maratonie, który liczył 16 kilometrów plus 3 przenoski oraz 10 kilometrów na DMP w Sztumie. Bałem się, że nie wytrzymam tempa, że to będzie zbyt szybki wyścig. Już po pierwszych 500 metrach nastąpił karambol w tym wyścigu, przez co miałem wrażenie, że to już mnie przekreśla jako zawodnika na tym konkretnym dystansie. W tym momencie było jednak dla mnie ważne to, żeby nie dać się zwątpieniu. Jeszcze kilka razy w trakcie tego wyścigu miałem taki kryzys, ale myślałem o tym, żeby nie dać się wyprzedzić tym, którzy byli za mną. Ostatecznie udało się wyprzedzić tych, którzy nie dawali mi się przebić w tym wyścigu. Gdybym myślał o tym, żeby tylko dojechać do końca, to bym nie dał rady. Najważniejsze jest stawiać sobie cele małe, ale osiągalne. Przykładowo zakładam sobie, że teraz wyprzedzę tamtego, a potem wiem, że nie mogę dać mu się już na nowo wyprzedzić, następnie jest kolejny zawodnik, którego będę gonił dalej.

fot. archiwum prywatne

Z tego, co mówisz, o wyznaczaniu sobie celów w trakcie wyścigu, wynika, że kajakarstwo jest bardzo dynamicznym sportem, wszystko dzieje się w trakcie wyścigu.

Nie da się kompletnie przewidzieć tego, co będzie się działo w trakcie wyścigu. Ten wspomniany przeze mnie karambol zaskoczył nie tylko mnie, ale także parę innych osób. Przez to już na samym starcie mieliśmy bardzo nieciekawą sytuację. Nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć podczas tak długiego, ale i krótkich dystansów. Kto zapłynie ci drogę, kto wsadzi ci wiosło w ster, lub skąd niespodziewanie zaskoczy cię boczna fala.

 

Czy przed samym startem istnieje między zawodnikami coś takiego jak walka psychologiczna?

Nie zetknąłem się z czymś takim, chyba że naprawdę ktoś kogoś nie lubi, ale wtedy jest to typowo niesportowe zachowanie. Może coś mi się kiedyś rzuciło takiego w oczy, ale zasadniczo stojąc na linii startu wszyscy myślą o tym, żeby jak najlepiej z niego „wyjść”, żeby jak najszybciej zacząć wiosłować. Kiedy już się tak płynie, to wtedy dopiero wychodzi, z czym tak naprawdę przyjdzie nam się zmierzyć. Jak długi jest odcinek? Kto już zaczyna odpadać po starcie? Kiedy zacząć wyprzedzać innych i jednocześnie nie dać sobie usiąść na fali lub zostać wypchniętym z toru?

 

Skoro już rozmawialiśmy o różnych celach, to jaki jest Twój najbliższy cel do osiągnięcia?

Najważniejszym moim celem jest to, aby pokazać się jak najlepiej na następnych Mistrzostwach Polski. Wynik osiągnięty przeze mnie w tym roku bardzo mnie motywuje do pracy nad sobą. Już wiem na czym się skupić i na co być przygotowanym. Doświadczenie robi swoje.

Michał Kruczkowski
Przejdź do komentarzy
Podziel się:
Oceń:
Tagi

Zobacz więcej z kategorii Wodne


Komentarze (0)

Dodanie komentarza oznacza akceptację regulaminu. Treści wulgarne, obraźliwe i naruszające regulamin będą usuwane.