Wydanie nr 308/2024, Niedziela 3.11.2024
imieniny: pokaż (8 imion)Sylwia, Huberta, Chwalisław, German, Hubert, Marcin, Bogumił, Cezary
ReklamaKontakt
  • tvmalbork.pl
  • zulawyimierzeja24.pl
  • tvsztum.pl
  • tvdzierzgon.pl

Krzyżanowo. Jak jutro panią samochód na drodze zabije, to ja pani do kościoła nie wstawię – obiecał proboszcz parafiance.

Krzyżanowo. Jak jutro panią samochód na drodze zabije, to ja pani do… fot. TvRegionalna24.pl
Wydawać by się mogło, że niestosowne zachowanie wobec swoich parafian proboszcz z parafii pw. św. Barbary w Krzyżanowie, ksiądz Jerzy Młocicki uskutecznia dopiero od jakiegoś czasu. Okazuje się, że nic bardziej mylnego. Tylko teraz coraz więcej osób głośno przytacza swoje negatywne doświadczenia związane z zachowaniem proboszcza.

Po ukazaniu się pierwszego artykułu dotyczącego niestosownego zachowania księdza Młocickiego w stosunku do starszej parafianki, kiedy w słowach wielokrotnie ją obraził i sprawił ogromną przykrość, w komentarzach zawrzało. Wielu mieszkańców gminy Stare Pole nie szczędziło gorzkich słów pod adresem swojego lokalnego kapłana. Podobnie rzecz się miała przy kolejnych artykułach, w których wymieniane było nazwisko proboszcza z Krzyżanowa. Coraz więcej osób zaczęło opisywać swoje złe doświadczenia związane z księdzem Młocickim. Do naszej redakcji zgłosiły się kolejne osoby chcące podzielić się swoimi historiami.

 

Jak jutro panią samochód na drodze zabije, to ja pani do kościoła nie wstawię”

- „Zaczęło się w kwietniu 2013 r., kiedy zmarł mój tato. Ksiądz nie był zadowolony pogrzebem, ponieważ moja mama nie miała wystarczającej ilości pieniędzy na taki pochówek, na jaki on by chciał. Żądał wygórowanej kwoty. Mojej mamy nie było na to stać. Mój tata nie pracował, mama w tamtym czasie też nie pracowała. Żyli skromnie. Ksiądz musiał się pocieszyć tym, co było” - opowiada była już parafianka.

Kobieta opisuje, że mimo iż trumna z ciałem znajdowała się w przykościelnej kaplicy, ksiądz Jerzy Młocicki wszystkich, którzy przyszli uczestniczyć w ostatnim pożegnaniu jej taty, zapraszał na mszę do kościoła. Jak podkreśla, wiele osób tym faktem było zniesmaczonych, ponieważ – skoro trumna była w kaplicy, tam też powinna być odprawiona pożegnalna msza.

- „Wszędzie tak jest – w Elblągu, w Malborku. Wszędzie jest jednakowo” - dodaje.

Na ten fakt uwagę księdzu zwróciły znajome rodziny, które powiedziały, że tak się nie robi. Jest to ostatnie pożegnanie i msza powinna być odprawiona w miejscu, w którym leży zmarły.

- „Jakim prawem mi ktoś zwraca uwagę! Podał imię i nazwisko biskupa, adres do Elbląga i numer telefonu. Powiedział – tam sobie złóżcie skargę, jak wam się coś nie podoba. Następnie odszedł” - opowiada była parafianka. - „Po mszy podszedł do mojej mamy i powiedział: albo pani wyprosi te koleżanki z ceremonii, albo sama z nimi sobie go pochowa w Krzyżanowie”.

Mama kobiety, będąc w żałobie i głębokim stresie, nie zastanawiając się nad niczym podeszła do swoich koleżanek i poprosiła, by opuściły ceremonię.

- „Bo on mi nie pochowa. On powiedział to z takim przekonaniem i z takim wyrazem twarzy, że ja się boję, że on nie pojedzie do tego Krzyżanowa. One oddały mojej mamie wieniec i pojechały do domu. To jest koszmar! Jak można tak w ogóle się zachować?” - pyta kobieta.

Przyznaje, że o całej sytuacji dowiedziała się po skończonej ceremonii pochówku. Zastanawia się, czy gdyby usłyszała to osobiście byłaby w stanie zapanować nad swoimi emocjami. To co zrobił ksiądz było okrutne i wszyscy w dalszym ciągu to bardzo przeżywają.

Minął ponad rok i przyszedł czas kolędy w 2014 r. Kobieta wspomina, że w tamtym czasie jeszcze mieszkała wspólnie z mamą. Mimo, że odczuwały ogromny żal do proboszcza, jak każda rodzina w gminie zaprosiły go na kolędę do domu.

- „Zobaczyłam jego spojrzenie, gdy zobaczył, że na stole nie ma koperty, a żąda sobie dwóch – bo jedna jest na kościół i jedna jest dla niego. Tzn. w jednej ma być ofiara na kościół – kiedyś nawet była mówiona kwota, ale już nie pamiętam jaka. Druga ma być dla niego. Dlaczego? Może za to, że przyjęłam go do swojego domu. To mam mu zapłacić jeszcze ekstra” - wyjaśnia. - „Moja mama miała do niego wielki żal. Usłyszałam, że jej głos zaczął się trząść, zaczęła mieć łzy w oczach, bo to dla niej było przykre. Spytała się, dlaczego tak postąpił. Po prostu, żeby jej odpowiedział dlaczego tak postąpił?”

- „Droga pani, to ja decyduję jak tu będzie. Uważałem, że tak powinienem zrobić i tak zrobiłem” - odpowiedział ksiądz.

Mama kobiety w dalszym ciągu podkreślała, że nie może się z tą sytuacją pogodzić i że jest jej bardzo przykro z tego powodu. To, że mąż nie chodził do kościoła nie oznacza, że się nie modlił i nie wierzył w Boga. Modlił się w samotności i wierzył w Boga, jednak zbyt duża obecność polityki w kościele spowodowała, że przestał uczęszczać na msze święte.

- „Mamę w pewnym momencie zablokowało i nie była w stanie nic powiedzieć, bo ksiądz zaczął ją atakować. Więc zapytałam: kim ksiądz tutaj jest?” - opowiada dalej była parafianka.

- „Proboszczem droga pani” – odpowiedział ksiądz z wyniosłością.

- „Właśnie, ale nie Bogiem. I nie księdzu oceniać, kto może przyjść do kościoła, a kto nie. I jak ma być pochowany. To księdza obowiązek pochować każdego człowieka tak samo – godnie. Nieważne ile ma pieniędzy, jaki ma status społeczny itd.” - odpowiedziała księdzu kobieta.

- „Ale ja widzę w jakiej wierze panią ojciec wychował. Nawet bierzmowana pani nie jest” - kontratakował ksiądz.

- „Nie jestem. Uważam, że mój ojciec bardzo dobrze mnie wychował – ochrzcił mnie, do komunii mnie dał, a do bierzmowania nie poszłam, bo byłam już dorosła i sama o tym zdecydowałam. Nigdy nie kradł, ja nie kradnę. Wychował mnie dobrze” - podkreślała.

- „Ale dziecka pani też nie ma ochrzczonego” - dalej wyliczał proboszcz.

- „I nie będzie ochrzczone. Dopóki kościół będzie brał za to pieniądze, dziecka nie ochrzczę. Dorośnie, to sama zadecyduje co będzie chciała zrobić” - podsumowała kobieta i dodała, że ksiądz nie mając już więcej argumentów stwierdził, że nie będzie z nimi już dyskutował.

- DROGA PANI, JAK JUTRO PANIĄ SAMOCHÓD NA DRODZE ZABIJE, TO JA PANI DO KOŚCIOŁA NIE WSTAWIĘ. Żegnam” - na koniec wizyty powiedział ksiądz Jerzy Młocicki.

- „Nie musi ksiądz, bo mi po śmierci będzie wszystko jedno, gdzie ja będę” - odpowiedziała proboszczowi kobieta.

Ksiądz z kolędowaniem poszedł do kolejnej rodziny, gdzie miał się żalić, że matka z córką strasznie go skrytykowały.

- „Co te kobiety ode mnie chcą? Straszną ofiarę z siebie zrobił. Za każdym razem, gdy go mijałam, widziałam u niego ten jego wzrok i szyderczy uśmiech” - zakończyła opowieść kobieta.

Do kościoła w Starym Polu na mszę odprawianą przez księdza Młocickiego kobieta poszła tylko raz, w rocznicę śmierci swojego ojca. Z żalem wspomina tę mszę, ponieważ dopiero na koniec mszy ksiądz powiedział, w intencji kogo msza była odprawiona. Zwyczajowo księża mówią o tym i na początku i na końcu mszy. Od tamtej pory na msze uczęszcza wraz z rodziną do jednego z kościołów na terenie Malborka.

 

Starego wilka nie da się zamknąć”

Pan Ryszard odszedł od rodziny i wybrał życie w samotności i bezdomności. Jego jedynym kompanem był pies. Nadużywał alkoholu, jednak nikomu swoim zachowaniem nie wadził. Wiele osób pomagało mu – zaopatrywało go w żywność i inne potrzebne rzeczy. Nie oczekiwał od ludzi większej pomocy, ale też nie chciał zamieszkać w schronisku dla bezdomnych. Jedna z mieszkanek Starego Pola proponowała mu, że razem z nim pojedzie do tego schroniska, jednak mężczyzna konsekwentnie odmawiał. Zawsze odpowiadał tym samym, że „starego wilka nie da się zamknąć”. Jednak zawsze, jak go widziała, starała mu się w jakikolwiek sposób pomóc. Zdarzyło się nawet, że kupiła mu namiot, żeby nie mókł na deszczu.

- „Nigdy nie zauważyłam, żeby ksiądz się nim zainteresował. Nigdy. Ludzie go znali, pomagali mu” - wspomina mieszkanka.

Mężczyzna zmarł. Szerokim echem odbiła się w gminie historia, kiedy ksiądz Młocicki podczas jednej z mszy zwymyślał publicznie pracownice Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, które na cmentarzu parafialnym w Starym Polu pochowały tego bezdomnego mężczyznę. Oburzony był faktem, że urządzono zwykły pochówek.

- „Przecież ten człowiek nie chodził do kościoła” - zauważa kobieta. - „Teraz, jak ktoś nie chodzi do kościoła to ksiądz mówi, że nie wstawi trumny do kościoła. A tutaj człowiek bezdomny, ale że ksiądz mógł na tym zarobić, to już robi awanturę paniom z GOPS-u, że nie dostał informacji. Jak to tak mogło być? To jego parafianin. Dlaczego do tej pory nie interesował się tym parafianinem? Dlaczego nie chodził do niego, nie rozmawiał z nim? Być może miałby taką siłę przekonywania, żeby go przekonać, żeby poszedł do schroniska dla bezdomnych, które jest w Malborku. Całkiem niedaleko”.

Mieszkanka podkreśla, że byłaby w stanie sama pana Ryszarda zawieźć do schroniska i go tam odwiedzać w razie potrzeby, wspierać go. Nawet w wigilię potrafiła znaleźć go na terenie gminy, by mu wręczyć świąteczne smakołyki.

- „Nie widziałam nigdy przy nim proboszcza. Ale o pogrzeb będzie się wykłócał i jeszcze wyzywał kobiety, które zajęły się pochówkiem bezdomnego” - podsumowała.

 

Proszę stąd wyjść. To teren prywatny”

Wśród wydatków inwestycyjnych Gminy Stare Pole w 2016 r. znalazło się zagospodarowanie części działki nr 254/5 znajdującej się w Krzyżanowie na wybudowanie placu zabaw. Kwota w wysokości 16 tys. zł pochodziła z funduszu sołeckiego wsi Krzyżanowo. Wówczas ksiądz Jerzy Młocicki użyczył część parafialnej działki nr 306/1, która sąsiadowała z gminną, by powiększyć plac zabaw dla dzieci. Miał nawet podpisać w tym celu oświadczenie. Od tego czasu z publicznego placu zabaw mogli korzystać wszyscy.

Porozumienie w tej sprawie między Parafią a Urzędem Gminy Stare Pole podpisane zostało dopiero 2 grudnia 2020 r. Na jego mocy plac zabaw umiejscowiony jest na części dwóch działek sąsiadujących ze sobą – jedna jest własnością Gminy Stare Pole, druga Parafii Rzymskokatolickiej pw. św. Barbary w Krzyżanowie.

Mimo, że z placu zabaw mogli korzystać wszyscy, pewnego razu jedna z mieszkanek przekonała się, że jednak ktoś rości sobie do tego placu prawa. Tylko na jakiej podstawie?

 

Sytuacja miała miejsce w kwietniu 2018 r. Nasza bohaterka wybrała się na plac zabaw w Krzyżanowie z 6-letnią wówczas córką. Było dość ciepło i kobieta chciała, by dziewczynka pobawiła się na świeżym powietrzu i spędziła miło czas. Na placu zabaw obecna była inna kobieta z dziećmi – były to osoby przyjezdne, odwiedzające kogoś z okolicy. Gdy tylko nasza bohaterka weszła na teren placu zabaw, po chwili podszedł do niej ksiądz Młocicki.

- „Proszę stąd wyjść” - zwrócił się do kobiety.

Na pytanie zareagowała córka kobiety, która zapytała mamę czy coś się stało.

- „Z jakiej racji mam stąd wyjść?” - zapytała księdza kobieta.

- „To jest teren prywatny” - odpowiedział ksiądz.

- „Słucham? A gdzie to jest napisane, że to jest teren prywatny? Nigdzie stąd nie wyjdę. Przyszłam się z dzieckiem pobawić tutaj” - powiedziała.

- „Widać, głupia blondynka” - usłyszała w odpowiedzi.

- „Proszę księdza, jestem brunetką. Proszę sobie zmienić okulary” - zripostowała.

Kobieta z córką nie opuściły placu, a ksiądz odszedł już bez słowa. Jednak na drugi dzień na terenie publicznego placu zabaw wisiały tabliczki, m.in. informujące o zakazie wprowadzania na teren placu rowerów (kobieta zastanawia się, czy miało to związek z tym, że obie z córką miały ze sobą dzień wcześniej rowery), zakaz wprowadzania psów, zakaz gry w piłkę, zakaz palenia papierosów. Według niej wiele rzeczy było wyszczególnione na tych tabliczkach.

- „Już więcej tam nie chodziłam, bo co to za przyjemność? Nie miał wstydu przed obcymi ludźmi. Ta kobieta czuła się tak zażenowana, że wzięła dzieci i poszła do domu” - wspomina mieszkanka i zastanawia się, czy nie miało to związku z incydentem sprzed kilku lat związanym z pogrzebem jej ojca.

- „Z niczym dobrym ten człowiek mi się nie kojarzy. Jak można się w taki bezczelny sposób się zachować?” - zastanawia się. - „Jak się koło niego stoi, to człowiek ma aż ciarki, czuć bijącą z niego złą energię”.

 

 

Dość wątpliwy wydaje się również fakt zamieszczenia prywatnego monitoringu na budynku plebanii, którego zasięg obejmuje nie tylko plac przy plebanii, ale również sąsiadujący plac zabaw dla dzieci oraz pobliskie budynki mieszkalne i drogę prowadzącą do kościoła. Nigdzie nie ma tabliczki z informacją, że teren jest monitorowany. Czy mieszkańcy sąsiadujących z plebanią domów czują się z tym faktem komfortowo? W rozmowie z nami przyznali, że zdecydowanie nie. A po co księdzu na prowincji taki monitoring? Czego ksiądz się obawia? Czemu ma służyć takie monitorowanie?

 

Podobnych historii opisujących niestosowne zachowanie księdza Jerzego Młocickiego jest więcej. Mieszkańcy coraz głośniej wyrażają swoje negatywne doświadczenia na temat proboszcza z Krzyżanowa. I coraz więcej osób wysyła swoje skargi do biskupa elbląskiego Jacka Jezierskiego. W sprawie o odwołanie proboszcza z parafii mieszkańcy wystosowali petycję, pod którą podpisało się ponad 150 osób. Ale o tym następnym razem.

 

Redakcja. Czekamy na Twoje informacje.

 

Powiązane artykuły

Kamery On-Line

Podziel się:
Oceń:
Tagi

Zobacz więcej z kategorii Interwencje TV